Dziś zapraszam Was do mojej miejskiej dżungli, czyli domu, w którym nie brakuje roślin doniczkowych. Wręcz przeciwnie jest ich całkiem sporo. Poznaj mój zielony dom!
Doczekałam się czasów, w których kwiaty doniczkowe nie są już kojarzone z dekoracją babcinej meblościanki rodem z PRL. Monstery już dawno przestały być symbolem polskiej służby zdrowia, a stały się królowymi Instagrama. Ogrodnictwo wkroczyło do naszych domów z wielkim przytupem i sporo namieszało. Kwiaty stały się już nie tylko prezentem urodzinowym, często nietrafionym, bo kupionym z przypadku. Rośliny zaczęły być ozdobą naszych mieszkań i powodem do dumy.
Roślinna duma
Rośliny doniczkowe stały się dużo łatwiej dostępne. Teraz zwykłe wyjście po bułki często kończy się zdobyczą nowej rośliny, bo ciekawe gatunki można zdobyć nie tylko w kwiaciarniach, ale i w popularnych dyskontach.
Rośliny stały się zielonymi dziećmi, o które dbamy, troszczymy się, podlewamy, ale i nawet z sukcesami rozmnażamy. Cieszymy się z każdego nowego listka i przymykamy oko na te tracące siłę do życia. Traktujemy je trochę jako zielonych członków naszej rodziny.
Dom pełen roślin
Jeszcze rok temu w moim domu nie było zbyt wiele roślin. Choć zawsze je lubiłam to po prostu brakowało mi na nie odpowiedniego miejsca. Kilka zmian w naszym domu, a przede wszystkim pozbycie się mebli, które przywieźliśmy ze sobą z poprzedniego mieszkania sprawiło, że w moim salonie, w końcu pojawiło się idealne miejsce na rośliny. Te odgracenie salonu dużo zmieniło w mojej głowie i trochę uświadomiło, że nie można w nieskończoność wszystkiego odwlekać. Skoro zawsze chciałam mieć w salonie miejską dżunglę to w końcu trzeba się za nią zabrać.
To wszystko w połączeniu z zimową tęsknotą za ogrodem w tą zimę w naszym domu zaczęło się pojawiać coraz więcej roślin doniczkowych. A ja strasznie lubię tych naszych nowych zielonych przyjaciół! I uświadomiłam sobie, że jeszcze bardziej lubię w zielone niż wcześniej myślałam.
Początki miejskiej dżungli
Nawet nie wiem od czego ta zbieranina kwiatów się zaczęła. Chyba od wielkiej monstery, którą w końcu udało mi się upolować. A raczej wypatrzył ją mój małżonek. Później zaczęły pojawiać się kolejne i kolejne. Mimo, że umiem w zielone to i mi zdarzają się rośliny, z którymi ewidentnie jest mi nie po drodze. Zamiast walczyć o uznanie paprotki wolę się jednak skupić na tych roślinach, z którymi udaje mi się żyć w przyjaźni. I Ciebie do tego zachęcam. Do odnalezienia takich roślin, które dla Ciebie będą bezproblemowe. Które będą cieszyć oko, a nie przynosić rozczarowania. Pokaże Ci, że to da się zrobić i każdy może mieć swoją małą #urbanjungle
Zielony dom
Moje rośliny nie mają w domu stałego miejsca. Ciągle po nim wędrują. Zmieniają się, rosną, raz potrzebują bardziej raz mniej słonecznego miejsca. Zmieniają się i dorastają – zupełnie tak jak moje dzieci. Wcale nie tam proste jest je ze sobą komponować i zestawiać. Nie wszystkie pasują do siebie. Nie mają idealnych liści, są naturalnie nieidealne, ale idealnie ocieplają atmosferę. Dzięki nim salon stał się bardziej przytulniejszy. Zapraszam Cię dziś do zielonej części mojego salonu, a w nim mała namiastka moich domowych roślin. I powiem Ci szczerze, że utrzymanie tej mojej małej zielonej gromadki wcale nie jest takie trudne!
Miłego dnia!
Klaudia
Agnieszka
18 kwietnia 2019Bosko! Też mi się marzy taka domowa dżungla, niestety mam mało nasłoneczniony pokój i rośliny się tu nie utrzymują…
Klaudia
19 kwietnia 2019Niektóre z tych roślin spokojnie dają radę w zacienionych miejscach. Postaram się przygotować kilka artykułów z mało wymagającymi roślinami i takimi, które rosną wszędzie 🙂
Agu Agula
4 maja 2019Świetna dżungla, wszystko ze smakiem 🙂 U mnie zamiokulkas rośnie jak szalony, kiedy znalazłam dla niego idealne miejsce. Dość, że mało wymagający to jeszcze jaki efektowny. Pozdrawiam 🙂
Agnieszka
20 maja 2019Super, w takim razie czekam na nowy post 🙂